Skąd Fundacja, czyli jak to było?


Fundacja Zobaczyć Morze imienia Tomka Opoki to uwieńczenie wyjątkowej przyjaźni dwóch, pozornie bardzo odległych od siebie facetów.

Jakoś w roku 2004 Robert Krzemiński (wówczas członek zarządu wielkiej korporacji) zupełnie niepostrzeżenie stał się jednym ze stale odwiedzających żeglarski śpiewaczy przybytek „Gniazdo piratów”, we środy. Środy natomiast były dniem, w którym śpiewającym „Gniazdowym” sternikiem Roman Roczeń był.
Poznali się dość szybko, jako że Robert ma absolutny dar nawiązywania znajomości z każdym, kogo sobie upatrzy. I tak trwała znajomość środowa jakieś 2 lata.
– Kiedy zabrałem się za montowanie załogi projektu „Zobaczyć Morze” – mówi Roman – i dowędrowałem do punktu „widzący uczestnicy”, było mi absolutnie wszystko jedno, kto popłynie. Część ludzi przywiało z Internetu, ale kilku całkiem osobiście. Jednym z nich był Robert.
Skądś o rejsie się dowiedział, może nawet i ode mnie. No i popłynął. Podczas rejsu błyskawicznie wszedł w rolę aktywnie pomagającego. A gdy zdarzyła się moja hałaśliwa przygoda w Oslo, on właśnie przy pomocy jeszcze kilku przyjaciół przejął i przeprowadził grupę bezpiecznie z Oslo do Warszawy.
Nie będę tutaj wyliczał gestów pomocy, które w czasie wyłażenia z fizycznych kłopotów od Roberta otrzymałem. Dużo by pisać. Powiem o najważniejszym z punktu widzenia powstania Fundacji:
Był sierpień 2006 r. Ja jeszcze w Konstancinie. Ledwie wiedziałem, gdzie mam który kawałek ciała. Ledwie mnie z Intensywnej Terapii wypisali. Przywędrował w odwiedziny Robert i wesoło zagadał:
– To jak, za rok płyniemy?
Zdębiałem, zgłupiałem i zaraz potem zrozumiałem. To zupełnie tak samo, jak wtedy, gdy Marka Szurawskiego pytałem po raz pierwszy, czy mogę z nim na „Zawiszy” popłynąć. „Nie ma problemu” odparł Marek, choć były same problemy. Teraz jest tak samo. Są absolutnie same problemy, ale odpowiedź jest jedna:
– Tak. Jasne że płyniemy.

I rok później byłem na „Zawiszy”. Robert był już organizatorem. Ja tylko pilnowałem zasad, doglądałem spraw niewidomych i pielęgnowałem pomniejsze drobiazgi.
I tak było ostatnich 11 lat. Rejsy organizowaliśmy we dwóch, oczywiście korzystając z pomocy wielu wspaniałych ludzi. Jedni byli z nami krótko, inni trwają całe lata.
Od pierwszego rejsu nad projektem Zobaczyć Morze opiekę księgową i w miarę możliwości różną sprawowała Fundacja Gniazdo Piratów. Serdecznie za to dziękujemy.

Naszą ostatnio podjętą decyzją jest ta z 10 listopada 2016 roku, tj. akt notarialny o powołaniu fundacji Zobaczyć Morze. To już nie jest projekt. To znacznie szersza perspektywa. Chcemy, odejść od „zrywowej” działalności. Chcemy pomagać przemyślanie.
Wszyscy zaproszeni do Rady Fundacji czy jej zarządu to przyjaciele, żeglarze i uczestnicy projektu.

Osobną kwestią jest wybór patrona.
Przywędrował do mnie kiedyś Piotr Bakal. Ikona nurtu piosenki studenckiej. I składa mi, zwykłemu ryjodercy propozycję udziału w nagraniu płyty, dodawanej do książki o Tomku Opoce. Łatwo nie było, bo warunkiem było zrobienie piosenki do tekstu Tomka. Piotr wybrał dla mnie taki:

Nie trzeba mi humanizmu litości,
nie chcę podziwów dla swoich sukcesów,
dziś wam zagram spodziewaną rolę,
będę jak chcecie małpą w waszym zoo
sobie samemu na przekór.

Wybaczę gdy sykniecie taki to bez kolejki się wepchnie
opowiem paniom z natury wrażliwym przebieg choroby
i przytaknę odkrywczej konkluzji
taka choroba to wielkie nieszczęście, a pan dzielny.

Płaczcie nad moim losem litościwi,
dupiaste przekupki z rogu mojej ulicy,
sam Boga poproszę, by wasze łzy współczucia otarł
i niech wam à conto ze dwadzieścia lat życia doliczy.

Podsłuchujcie, bo o was mówię
nie widząc, że obok stoicie.
Tym razem i ja pośmieję się
z wami, radośni żartownisie.

Śpijcie spokojnie matki nierozsądnych córek,
które miast przyszłości dostrzegły człowieka,
nie ustępujcie mi miejsca w tramwaju
aniołki z zacnych domów, dziękuję…
to mój przystanek, cześć uciekam.

Nie pokrywajcie pomocnym gestem
wstydliwie skrywanej wyższości,
gdy potykam się na paru schodach
albo równowagę tracę na byle nierówności.

Dzisiaj idę z wami, głupie małpiszony,
dzisiaj i tak w zoo nie uwierzę
i wybaczę wasze czułostki lepkie,
bo matka mojej dziewczyny zapytała kiedy znów zawitam
i dała mi skarpetki wełniane ciepłe,
potem ucałowała w oba policzki na drogę
i cichym jak nad kołyską głosem dodała

z Bogiem, z Bogiem…

Piękny i trudny wiersz. Jak to zaśpiewać. Jak Wam, widzącym o tym poopowiadać. Jak!
Waldemar Lewandowski, nieżyjący gitarzysta i przyjaciel, napisał muzykę, ja trochę uczesałem tekst i wyszła piosenka. Jakoś nieszczególnie lubiana przez publiczność. Rozumiem.
Posłuchajcie jej prościutko ze studia Polskiego Radia im. Lutosławskiego. To był absolutnie wyjątkowy koncert.

Poza piosenką i udziałem w płycie, pozostała wiedza i zachwyt dla Tomka właśnie. Poczułem jakiś niewyrażalny z nim związek. Poczułem, że gdyby żył, mielibyśmy sporo do pogadania.

Wybór patrona naszej Fundacji to mój hołd dla Tomka.

Roman